Wywiad o „Stuletniej Gospodzie”

8/05/2014 02:48:00 PM

Pani Monika Badowska przeprowadziła ze mną bardzo ciekawy wywiad, który znalazł się w tegorocznym katalogu Wydawnictwa Nasza Księgarnia (można go pobrać tutaj).


Jednak trafiła tam okrojona wersja wywiadu, który wyszedł nam bardzo długi. Całość pojawi się więc na blogu, w odcinkach, bo tekst jest naprawdę długi. ;-)

Zamieszczam tu jego fragment, który dotyczy „Stuletniej Gospody”.

I przypominam, że do 20 sierpnia książkę można wygrać w konkursie!

Wywiad

Monika Badowska: Zapowiadana już wcześniej powieść dla dorosłych "Stuletnia" Gospoda nosi podtytuł "Powieść dla kucharek". Skąd taka fraza?

Katarzyna Majgier: W wydawnictwie, w którym pracowałam, ktoś zażartował, że możemy zacząć wydawać „powieści dla kucharek”, które będziemy pisać sami. Przyszło mi do głowy, że to ciekawy pomysł: napisać „powieść dla kucharek”.

Nie w takim sensie, w jakim zwrotu „powieść dla kucharek” używają snobistyczne osoby sugerujące, że „kucharka” to osoba niemal niepiśmienna i może zrozumieć co najwyżej prostą fabułę schematycznego romansu. Myślę, że to uwłacza kucharkom, a przecież w kuchni, jak w każdym innym miejscu, pracują często osoby wrażliwe i oczytane. Czasem same piszą książki, nie tylko kulinarne, na przykład George Orwell pracował kiedyś w kuchni i świetnie ją opisał.

W mojej książce są przepisy kulinarne i życie bohaterów kręci się wokół kuchni, która zapewnia im utrzymanie. Książka jednak nie jest napisana według przepisu na schematyczny romans.

MB: Opowiadana przez Panią historia rodzinna, oprócz tego, że skomplikowana, jest fascynująca. Czy wzorowała się Pani na jakiejś prawdziwej historii?

KM: To książka powstała pod wpływem wspomnień i opowieści o minionych czasach. Czasem są to moje wspomnienia – oczywiście „przetworzone”, nie są to moje prawdziwe przygody. Jednak znaczna część akcji rozgrywa się w czasach, których już nie mogę pamiętać i znam je wyłącznie dzięki relacjom innych osób. Niesamowite jest to, że ludzie często bardzo wyraźnie pamiętają pozornie nieistotne szczegóły, na przykład: co było na obiad określonego dnia sześćdziesiąt lat temu. Pamiętają po wielu latach smak potraw, zapach, jaki unosił się w domu, domowe sprzęty i detale, jak emaliowane wiadro czy wzorek na brzegu talerza.

Gdy ktoś wspomina powojenne wesele, jest to po prostu informacja o zdarzeniu, ale kiedy zaczyna opowiadać, że na tym weselu podano kaszę z grzybami i to była cała weselna uczta, ta historia staje się bardziej rzeczywista. Taka kasza na weselu bardziej przemawia do wyobraźni niż statystyki i dokumenty o trudnej sytuacji po wojnie.

MB: Udanie, choć w sposób zupełnie wyważony, przedstawia Pani realia minionego ustroju politycznego oraz przemiany społeczne, jakie szły za zmianami politycznymi. Na jakich źródłach się Pani opierała?

KM: W znacznej części na własnych wspomnieniach. Pamiętam czasy schyłku komunizmu i początki nowego ustroju. Mieszkałam wtedy w Nowej Hucie, gdzie to wszystko było bardzo żywe. Pamiętam też późniejsze czasy, w których toczy się akcja. Główni bohaterowie są w moim wieku, dzięki temu mogłam dopasować ich losy do rzeczywistości, w której sama żyłam.

Trudniej było z wcześniejszymi pokoleniami – tu pomagały wspomnienia innych osób, które pamiętają te czasy. Przydały się też internetowe zasoby i łatwy dostęp do nich. Internet to świetny wynalazek, także dla pisarzy poszukujących informacji do swoich książek. Mimo to ciągle obawiam się, że mogły się pojawić jakieś nieścisłości.

MB: Skoro Stuletnia Gospoda to powieść dla kucharek zawierająca sprawdzone przepisy na dania kuchni polskiej i włoskiej nie sposób nie zapytać: czy przepisy, które zamieściła Pani w książce należą do Pani rodzinnego kanonu kulinarnego?

KM: W dużym stopniu tak. Niektórych z tych przepisów nawet nie wypróbowałam, zdałam się na mamę, która zawsze robi te potrawy i zamieściłam jej przepisy. Niektóre przyrządzałam samodzielnie w ramach pracy nad książką. Znalazły się w niej też przepisy babci, ale także osób spoza mojej rodziny – to dotyczy szczególnie kuchni włoskiej. No i oczywiście przepisy na dania, które sama przyrządzam.

MB: Według jakiego klucza dobierała Pani przepisy?

KM: Początkowo próbowałam dobierać je do treści rozdziałów. Miałam pomysł, że w poszczególnych rozdziałach będą pojawiać się potrawy, na które przepisy tam się znalazły, ale czasem wydawało mi się to zbyt sztuczne i przestałam ściśle się tego trzymać.

MB: Z którym z bohaterów Stuletniej Gospody chętnie poszłaby Pani na kawę lub obiad?

Z każdym chętnie porozmawiałabym. To musiałoby być fantastyczne – spotkać bohatera własnej książki.

MB: Wkracza Pani na nowy dla siebie obszar literacki – jakie ma Pani nadzieje i/lub obawy z tym związane?

KM: Trochę się boję, jak ta książka zostanie przyjęta.

Napisałam Stuletnią Gospodę w 2005 roku i przez 8 lat leżała u mnie, bo nie byłam pewna, czy warto ją wydawać.

Kiedy się na to zdecydowałam, odkryłam, że obecnie jest moda na książki o sielskim życiu na prowincji, a bohaterki tych książek często zakładają tam lokale gastronomiczne i odnajdują szczęście.

W mojej książce jest jakby odwrotnie. Bohaterka już mieszka na prowincji, w takim właśnie lokalu,  ale nie może tam odnaleźć. Ciągnie ją w świat. Czuje, że kuchnia i prowincja ją ograniczają.

Książka jest więc trochę pod prąd wobec aktualnego trendu i nie wiem, jak zostanie przyjęta.
Najbardziej obawiam się, że sięgną po nią osoby, które oczekują, że będzie to właśnie powieść o odnajdywaniu szczęścia na prowincji i będą rozczarowane, że taka nie jest.

Ale mam nadzieję, że dla takiej książki też jest miejsce. Może warto spojrzeć na „życie na prowincji” z innej strony?





Zobacz też:

2 komentarze

  1. zaciekawiona, zainteresowana ...chętnie przeczytam

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajne zdjęcia super wpis
    !
    _manekineko_
    blogmanekineko.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Spam będzie usuwany.