Listy miłosne sprzed ponad wieku „do przepisania”!

2/14/2015 03:39:00 PM

Z okazji Walentynek postanowiłam przygotować coś ciekawego i oryginalnego.


Oraz poniekąd nawiązującego do tego święta, które mnie bardziej niż z różowymi serduszkami kojarzy się ze starymi listami miłosnymi. Może dlatego, że kiedy byłam w wieku większości moich czytelników, to święto nie było w Polsce obchodzone, a znałam je ze starych książek, w których z tejże okazji wysyłano sobie miłosne liściki.


Będzie więc o liścikach... miłosnych, ale tylko poniekąd... ;-) Niektóre specjalnie romantyczne nie są, aczkolwiek i takie miały zaowocować i to nie jakąś tam randką, czy „chodzeniem”, ale od razu małżeństwem.


Oto trochę wyjątków z wydanej w 1900 roku książki Józefa Chociszewskiego „Przewodnik do pisania listów miłosnych, tyczących się ożenienia i zamążpójścia, z dodaniem Wieszczbiarki, Rozmowy kwiatami i znaczkami pocztowymi, Abecadła miłości tudzież wierszy i piosnek dla kochanków i narzeczonych”.


Jak zaraz zobaczycie, ciężkie to były czasy dla zakochanych, bo na małżeństwo i w ogóle na cokolwiek zgodę musieli wyrazić rodzice lub opiekunowie. W większym stopniu dotyczyło to kobiet, które praktycznie nie miały nic do powiedzenia, jeśli ich opiekunowie  tak sobie życzyli.

Autor dokonał podziału na różne zawody i klasy społeczne, czyniąc założenia na temat stopnia rozgarnięcia, zasobu słownictwa i ambicji życiowych domniemanych autorów listów.

Oto list „jakiegokolwiek rzemieślnika”:


Górnik miał jeszcze gorzej, bo „czarno wyglądał”, więc od razu musiał zapewnić, że ma trochę grosza.


Rolnik też nie miał co się bawić w romantyczność. Mówi wprost, że szuka gospodyni, bo mu ojciec kazali, aby takiemu bez gospodyni gospodarstwa nie oddawać. Co więcej: dodaje, że zrobił przegląd panien okolicznych. Na szczęście tylko ona jedna mu się podoba. ;-) 


Bardziej romantyczny jest ten rzemieślnik, szewc lub krawiec na przykład, który wódki unika jak ognia i stara się żyć religijnie.


A to coś dla prawdziwego romantyka: list z „ogólnem wynurzeniem”.


Jak na te listy odpowiadano? Ano różnie.

Jak wspomniałam, kobiety sto lat temu miały opiekunów, którzy podejmowali za nie decyzje. Na przykład braci i takiego romantyka, piszącego list miłosny mógł spławić brat.


Nawet bardziej niezależna panna powinna poradzić się opiekunów i dopiero za ich radą odpisać. „uczucie bez widoków na połączenie się węzłem małżeńskim nie powinno mieć przystępu do jej serca”. Może więc odpisać sama (i dać do przeczytania!). Bo wola opiekunów jest rzeczą świętą!



Może też udzielić odpowiedzi wymijającej.


Ale bywa dobrze. Jeśli opiekunowie się zgodzą. :-)



A co, jeśli związek „nie wypali”? Na przykład ona przedkłada strojenie się ponad gospodarstwo albo on pije? Wówczas następuje zerwanie stósunku miłosnego.




Jeśli opiekunowie nie aprobują związku, młodzi mogli jeszcze kombinować korzystając z „Abecadła miłosnego”. To były czasy...


Ciekawa jestem, ilu spośród naszych przodków dało początek liniom, z których się wywodzimy przepisując listy z tej „skromnej książeczki”. :-)


Zobacz też:

1 komentarze

Spam będzie usuwany.