„Świat według Vanessy” - fragment
5/29/2012 12:59:00 AM
Pokazywałam krótkie fragmenciki nowej książki, ale najwyższy czas pokazać taki konkretny, większy fragment.
Zastanawiałam się, który wybrać i w końcu padło na ten, który może trochę kontrowersyjnie się zaczyna, ale pamiętajcie, że to nie jest książka dla maluchów. Opowiada o osobie niemal pełnoletniej, którą, jak podobno większość społeczeństwa bardziej pociągają brukowce niż literatura piękna.
Vanessa, wychowana w kiosku z gazetami, opowiada swoje przygody w formie artykułów do kolejnych numerów wymyślonej gazety.
A oto i artykuł z działu "Psychologia" z numeru 12.
A oto i artykuł z działu "Psychologia" z numeru 12.
PSYCHOLOGIA
Mój nowy nałóg
Mój wujek, nie prawdziwy, tylko taki, co się ożenił z kuzynką starszego, zapił się na śmierć. Chociaż prawie do trzydziestki w ogóle nie pił alkoholu. Przeciwnie, uważał, że nikt nie powinien pić, i wszystkich próbował do tego przekonać.
Wszyscy się z tego wyśmiewali, bo nie pił nawet szampana w sylwestra ani wódki na weselach. Na własnym ślubie nie pozwolił podawać alkoholu, ale podobno wszyscy pili po kryjomu. On się nie połapał, bo kompletnie się na tym nie znał.
Dopiero kiedy miał około trzydziestki, spróbował alkoholu i tak mu się spodobało, że zaczął chłonąc go jak gąbka. Pił i pił. Jakby chciał nadrobić zaległości z tych wszystkich lat, kiedy nie pił, i w końcu rozpił się na dobre.
Ciotka próbowała wybić mu to z głowy, a potem, kiedy już było jasne, że został alkoholikiem, starała się go leczyć. Nic z tego. Choć prawie przez trzydzieści lat nie wypił ani kropli!
Na pewno przy wielu okazjach go zachęcano, przekonywano i na pewno wyśmiewano się z niego – wtedy umiał się oprzeć. Może nawet w ogóle go to nie kusiło. Potem nagle tak go wciągnęło, że jak zaczął, to już nie mógł przestać, no i skończył tak, jak skończył...
Nie byliśmy spokrewnieni, ale chyba mam podobne skłonności. Przez całe lata nie cierpiałam książek. W ogóle nie chciałam ich czytać, bo to jakieś nudy były. Dziwne długie zdania o jakichś rycerzach, pancerzach, snycerzach i nie wiadomo czym. Nie miałam pojęcia, co to w ogóle jest, i nie chciało mi się tego sprawdzać. Czytałam dalej i nie wiedziałam, o co chodzi. Nudziło mnie to, wyłączałam się, myślałam o innych rzeczach, a potem się okazywało, że przewróciłam pięć kartek, ale niczego z nich nie pamiętam. Zaczynałam jeszcze raz, a wtedy miałam wrażenie, że już to znam, więc kompletnie odechciewało mi się czytać i dawałam sobie spokój.
Książki kojarzyły mi się ze szkołą, bo albo były lekturami, albo podręcznikami. Kiedy słyszałam, że można czytać dla przyjemności, to nie wiedziałam, o co chodzi. Owszem, wiedziałam, że różne rzeczy ludziom sprawiają przyjemność, a to była jedna z rzeczy, które niektórzy lubią, ale ja na pewno nie. Byłam o tym całkowicie przekonana, aż wciągnęły mnie te historie. Jak alkohol wujka.
Co prawda zawsze lubiłam czytać i nie było dnia, żebym nie spędziła co najmniej godziny na czytaniu, ale gazet! Książki były za długie i pełne trudnych słów. Najbardziej nie lubiłam tych staroświeckich: z pancerzami, snycerzami, kandelabrami i innym takim sprzętem.
Teraz w ogóle mi to nie przeszkadza. Nawet sprawdzałam w necie, o co chodzi z chininą
i cyjankiem. Zainteresowałam się też starodawnymi ciuchami, bo pojęcia nie miałam, jak oni wkładali chodaki na trzewiki...
Co gorsza nie mogę spać, bo nie wiem, co będzie dalej...
1 komentarze
Bardzo dobra, polecam!
OdpowiedzUsuńSpam będzie usuwany.