Dzikie jedzenie w centrum stolicy
5/28/2012 12:38:00 PM
Wróciłam ze spotkań i ominął mnie kiermasz, miałam więc całkiem wolną niedzielę i postanowiłam nieco odpocząć.
Madzia przysłała mi zaproszenie na... warsztaty dzikiego jedzenia.
Kiedy je przeczytałam, pomyślałam, że dziko jeść przecież już umiem. Można się o tym przekonać, kiedy np. wracam ze spotkań. ;-)
Okazało się jednak, że chodzi o jedzenie, które można znaleźć na łąkach, w parkach, czy na trawnikach przed blokiem.
Co prawda nigdy mnie nie pociągała idea zbierania szczawiu na zupę czy szpinaku w osiedlowym parku, który służy za toaletę wszystkim okolicznym psom oraz mniej kulturalnej części mieszkańców. Postanowiłam jednak przejść się tam, zobaczyć, co też jadalnego rośnie w warszawskich parkach.
Może mi się to przyda do jakiejś książki - pomyślałam. - A jeśli czytelnictwo nadal będzie spadać, piractwo książkowe - rosnąć, a ja nie znajdę innej pracy taka wiedza może okazać się całkiem przydatna... ;-)
Uczestnicy spaceru spotkali się w parku za Muzeum Narodowym. Było ich dużo, a prowadząca mówiła niewiele, bo starała się mówić po polsku, który nie był jej pierwszym językiem. ;-)
Trochę mi zabrakło ciekawej i wciągającej narracji, ale może to dlatego, że zdarzało mi się wędrować po krzakach z zapalonymi przyrodnikami, którzy świetnie opowiadają. No i przekonałam się,
że wiele wiedzy o ziołach (bo tam o ziołach głównie było) można znaleźć w internecie czy w starych książkach.
Lokalizacja - też dyskusyjna. Podobnie jak pomysł zrobienia jedzenia z roślin, rosnących w centrum ruchliwego miasta, tonącego w spalinach i zebranych w miejscu zasikanym i nie tylko przez wszystkie okoliczne psy (i niektórych bywalców).
Moda na bycie "freeganinem" i żywienie się "miastem" przerasta moje zdroworozsądkowe podejście do życia...
Jednak warto było się wybrać na spacer w uroczy majowy poranek, także po to, żeby zrobić te zdjęcia.
O samych ziołach poczytacie na blogu Madzi.
Madzia |
Madzia vs bluszczyk kurdybanek ;-) |
0 komentarze
Spam będzie usuwany.